Recenzja filmu

Szklane serce (1976)
Werner Herzog
Josef Bierbichler
Stefan Güttler

Barwa rubinu

Pustelnik Hias widzi przyszłość. Ta nie jawi się bynajmniej zbyt kolorowo. Mieszkańcy położonej w górach wioski dowiadują się od niego o zbliżającej się zagładzie znanego im świata. Przepowiednia
Pustelnik Hias widzi przyszłość. Ta nie jawi się bynajmniej zbyt kolorowo. Mieszkańcy położonej w górach wioski dowiadują się od niego o zbliżającej się zagładzie znanego im świata. Przepowiednia zbiega się w czasie z nagłą śmiercią pracownika miejscowej huty, który wynalazł przepis na rubinowe szkło. Sekretną recepturę zabrał ze sobą do grobu, co dla tubylców równe jest tragedii wielkiej jak sam kres cywilizacji...

Werner Herzog o szaleństwie opowiadać potrafi jak nikt inny - na potwierdzenie wystarczy wspomnieć takie jego obrazy, jak "Aguirre" czy "Cobra Verde". "Szklane serce" to utrzymana w elegijnym tonie, natchniona duchem romantyzmu opowieść o zbiorowym obłędzie. Utrata tajemnicy rubinowego szkła to katalizator jak najbardziej symboliczny, tak jak symboliczne jest niemalże każde zdarzenie obserwowane przez widza na ekranie. Herzog nie poprzestaje na poetyckiej aurze, każe postaciom mówić językiem lirycznym, pełnym niejasności, egzaltowanym wręcz. Wygłaszający owe kwestie aktorzy poddawani byli przez reżysera na planie hipnozie, co dodatkowo potęguje efekt baśniowego odrealnienia. "Hipnotyczny" stan udziela się także odbiorcy, który w trakcie seansu przestawia się na logikę marzenia sennego. Czy kres rzeczywiście jest nieunikniony? Czy przerażających wydarzeń nijak nie da się powstrzymać? Tego nie wiemy. Sądząc jednak po biernej postawie świadomego przeznaczenia jasnowidza Hiasa, od zmian nie sposób się uchronić. Nie można wiecznie być ślepcem nieświadomym kulistego kształtu Ziemi.

Tak jak w wielu innych swych dziełach łączy tu styl nieskromny, rozbuchany wręcz, z kameralnością i kontemplacyjnym sposobem narracji. Rozciągnięte w czasie, urzekające swym pięknem obrazy dzikiej przyrody opatrzone niepokojącą ścieżką dźwiękową krautrockowej grupy Popol Vuh służą nie tyle za przerywnik, co nadają całości właściwy rytm. Jest to rytm nieodgadnionej natury, odwiecznej zagadki, w starciu z którą człowiek pozostaje bezradny. Na papierze brzmi to może i pretensjonalnie, na ekranie wygląda jednak klarownie i - tak to najwłaściwsze słowo - magicznie. Bo u Herzoga nawet - a może zwłaszcza - szaleństwo jest zachwycające.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones